One day (2011) vs. One Day (2024)

Przyznaję, że nie splamiłam się pisaniem charakterystyki porównawczej od czasów, kiedy to takową miałam napisać na maturze (Telimena vs. Zosia – pamiętam, że aż zakręciło mi się w głowie z ulgi, że to nie Dziady). Rzadko porównuje coś jeden do jednego, a dzisiaj porównam, nomen omen, Jeden dzień.
Nie zamierzam czytać literackiego pierwowzoru, bo biorąc pod uwagę dwukrotnie obejrzany film i jeden raz serial, ta para złamała i mi serce już trzy razy. I tyle wystarczy. Nie chcę poznawać kolejnych Em i Dexa, którzy zrobią to po raz czwarty.

Film w reżyserii Lone Scherfig wyszedł na ekrany w 2011 roku. Oglądałam go z lekkim opóźnieniem, jednak gdy już go obejrzałam, to moje młodzieńcze serce (to było 3 lata po napisaniu wspomnianej matury) pękło na pół, a ja sama zalewałam się łzami na samą myśl o tej historii. Pamiętam, że Ann Hathaway i jej rola Emmy zupełnie nie mogła mi wyjść z głowy, a miłosne losy targane wyboistymi kolejami losu, to zawsze był (i najprawdopodobniej będzie) mój ulubiony rodzaj historii. Zresztą nie tylko miłosnych, bo jest też na przykład film Osiem gór, w którym targana jest relacja przyjacielska, a również jest pięknym obrazem, tego, iż ludzkie losy są listkiem na wietrze przypadku. Okej, dosyć tych kwiecistych metafor, bo zaraz zacznę pisać Harlequiny.

Kiedy więc jakiś czas temu okazało się, że Netflix zrobił na podstawie tej samej powieści (autor to David Nicholls) serial, nie miałam wątpliwości, że to się po prostu nie uda. Tak silne miałam wspomnienie wrażenia filmu i tego dojmującego smutku i poruszenia historią Emmy i Dextera, że nie sądziłam, że można to przebić. Dni mijały za dniem, a serial dostawał coraz więcej dobrych opinii, i coraz więcej widziałam dziewczyn zapłakujących się w social mediach po skończeniu wszystkich odcinków. No zostałam zaintrygowana, więc włączyłam. A później, mając serce pełne łez, zrobiłam rewatch filmu.

EMMA

W filmie z 2011 w Emmę wciela się Ann Hathaway. Trzynaście lat później, w serialowej adaptacji, obsadzona zostaje Ambika Mod. O ile początkowo Emma-Ann wydaję się mieć trochę więcej lat, niż powinna mieć Emma na początku historii, tak znowu w wersji serialowej ani Emma, ani Dex się nie starzeją. Oczywiście Emmie zmienia się fryzura, inaczej się ubiera, ale nadal – w pierwszym i ostatnim odcinku wszyscy wyglądają tak samo, mimo upływu 20 lat. Zazdro. W filmie, może momentami mało subtelnie, ale jednak widać po dwójce głównych bohaterów upływający czas.

Emma Ann Hathaway jest piękną wewnętrznie osobą. Jest po prostu dobra. Nie jest zarozumiała, chociaż jest ambitna i chce robić coś dobrego. Jest błyskotliwa, czasem uszczypliwa, ale to wszystko w zupełnie zabawny sposób. Emma Ambiki Mod porównuje swoje ambicje z ambicjami innych i ciągle oceniając, kpi. Oczywiście, jest to zabawne, ale w końcu staje się irytujące. W pewnym momencie, przez tę jej złośliwości aż czułam delikatną satysfakcję, że nie idzie jej tak łatwo w realizowaniu tych wielkich planów wypowiedzianych wielkimi słowami. W scenie, w której Em i Dex kłócą się po wyjściu z klubu, w filmie Dex nie ma nic do zarzucenia Emmie, kiedy w serialu wszystko to, co mówi o jej zachowaniu, to prawda, w pewnym momencie oboje siebie kiepsko traktowali. Na pewno Em z serialu ma znacznie ostrzejszy charakter i osobowość, ale według mnie, zostało to trochę przegięte. Wszystko jest ciągle nie tak, wszystko musi obśmiać. Napisałabym, że Emma z Netflixa jest wiecznie niezadowolona, ale z oczywistych względów mi nie wypada.

Możliwe, że Emma-Ann jest zbyt idealną osobą, taką, która aż nie mogłaby istnieć, ale ma w sobie tyle wrażliwości i dobra, że wierzę bez wahania w jej uczucie do Dexa. To uczucie, które dojrzewało, od nastoletniego zauroczenia przez przyjaźń, po tęsknotę, aż w końcu miłość. U Emmy-Ambiki nie zawsze jestem pewna, czy ona w ogóle choć trochę lubi Dextera. Zupełnie, jakby od początkowego zauroczenia przeszła w pełną goryczy nienawiść, a dopiero potem w miłość.

Dexter

W przypadku tego bohatera sytuacja ma się zgoła się inaczej. Filmowy Dexter (Jim Sturgess) to po prostu dupek. Bogaty synek rodziców, który idzie w życiu na łatwiznę. To, co dobrego dla Dexa zrobił serial, to uczłowieczenie i wytłumaczenie jego postaci. Jasne, w serialu Dex (Leo Woodall) też ma okrutnie dupkowate odpały, taka jest ta postać. Przez to, że ma tu znacznie więcej czasu, to widzimy to, jak z czasem męczy go obrana droga, jakie ma trudności i jak w końcu żałuje i dojrzewa, a właściwie dorasta. Często traktuje Emmę bardzo nie w porządku, ale w serialu jesteśmy w stanie jakoś to pojąć, jakby widzimy jego zagubienie, a nie, tak jak w filmie: okej teraz Dex jest taki, a tera się zmienił. W filmie, przez to, że każdy rok jest szybko odhaczony, przyjmujemy bohaterów trochę na wiarę, a w serialu możemy faktycznie podejrzeć proces przemiany. Nie lubię przyjmować na wiarę Dex przechodzi swoje katharsis na oczach widza, i to nawet dwukrotnie.

CAŁOŚĆ

Oglądając film, miałam wrażenie, że więcej uwagi i czasu poświęca on Dexterowi. W serialu ten czas ekranowy bohaterów zdaje się bardziej równy. To, że przez te dwie dekady aktorom tylko trochę zmieniają fryzury, mnie osobiście dość mocno kłuje w oczy. Nie sądziłam, że to napiszę, ale wygląda na to, że jednak serial wygra ten pojedynek. Czternaście odcinków kontra dwie godziny filmu to nokaut, szanse są diametralnie nierówne. Lepsze, znowu ze względu na dostępny czas, jest pokazanie życia Em i Dexa poza ich znajomością. Relacja Em i Ianem, występy Dexa w telewizji – to wszystko to świetny komediodramat.

Być może nawet te dwie wersje jednej historii w jakiś sposób się uzupełniają. Gdybym nie powtórzyła oglądania filmu, to zakorzenione we mnie do niego uczucie sprzed lat, byłoby silniejsze, niż fontanna łez wylana podczas oglądania serialu (nie tylko na koniec). No cóż, takie jest ryzyko oglądania filmów po raz kolejny. Zawsze można coś stracić.


Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Create a website or blog at WordPress.com