Biedne istoty, Yórgos Lánthimos

Czy Biedne Istoty to trawestacja opowieści o Frankensteinie? Czy to feministyczny krzyk rozpaczy? A może zwykła historia jakich wiele, bez narzuconego przesłania, która dopiero będąc oglądaną przez takiego, a nie innego widza zaczyna być o tym, o czym widz chce, żeby była? Oczywiście wszystkie odpowiedzi są poprawne.

To nie było tak, że wyszłam z kina i od razu byłam zachwycone Biednymi Istotami. Czułam tam pewien zgrzyt, tak ulotny, że nie mogłam go zidentyfikować, ale przeszkadzał mi w pełnym docenieniu tego filmu. Na pewno bezsprzecznie zachwycona byłam i jestem jego początkiem. Poznawanie Belli Baxter, jej domowego świata było niezwykle fascynujące. Ten, świat, chociaż niewielki i czarno-biały pełen jest osobliwych stworzeń, zwyczajów i rozwiązań. Czuć w nim również to, co można nazwać troską i miłością, ale też łatwo ją pomylić z chłodną obserwacją i kontrolą jej Boga Stworzyciela.

Świat Belli przestaje być czarno-biały i nabiera kolorów, jak tylko zyskuje ona możliwość decydowania o sobie samej. Świat, w który wyrusza Bella, jest niesamowity. Wygląda trochę tak, jakby Tim Burton kichnął w pastele, trochę jak Salvador Dali po valium i brzydki Wes Anderson. Bella Baxter to Alicja po drugiej stronie lustra pokazującego krzywizny świata stworzonego przez mężczyzn i pruderyjne społeczeństwo pełne tego, co wypada, a co nie wypada. Nasza bohaterka wiele tych zasad kwituje ogromnym, bezpretensjonalnym zdziwieniem. Z zachwytem patrzyłam na to, jak nie owija w bawełnę tego, co myśli i czuje ku konsternacji swoich rozmówców, ale również obserwowałam to z pewną dozą smutku, że mówienie prawdy może być w jakikolwiek sposób obrazoburcze czy nie na miejscu. Czułam też ukłucie lekkiej zazdrości, bo mimo tego, że staram się żyć zgodnie z zasadą, że tylko prawda nas wyzwoli, to chyba nigdy nie byłam i nie będę tak wolna, jak panna Baxter.

Do pięknych wizualnie scen, absolutnie nieestetycznych, dano nam również wspaniałe dialogi. To w wielu momentach dialogi zabawne, choć komentarze w sieci biją na alarm, że wcale nie powinny takie być, bo często są objawem braku ogłady i życiowego doświadczenia naszej Belli. Będę bronić tego humoru, bo z przyjemnością zobaczyłabym Bellę w prawdziwym życiu, która krótkimi pytaniami, zadanymi zupełnie szczerze gasi pruderyjność i likwiduje wszelkie niedomówienia fałszywej skromności. Bella nie jest cringowa, Bella jest autentyczna w cringowym świecie. Widać to w energetycznej scenie tańca, w odrzucaniu absolutnie wszystkiego, by działać na swoich zasadach, ale też w jej strojach. Holly Waddington odpowiedzialna za zuchwałą garderobę głównej bohaterki inspirowała się między innymi szortami Jodie Foster, w które ta ubrana była w Taksówkarzu Martina Scorsese. Można i tu poszukać zależności pomiędzy tym, jak zmieniło się spojrzenie na wyzwalanie kobiet z opresji. Te stroje, z ogromnymi bufami w ramionach to totalne szaleństwo łączące kroje epoki wiktoriańskiej z lateksowymi, współczesnymi dodatkami. Jest to kolejny wyraz charakteru Belii Baxter.

Aktorsko film Biedne Istoty to najczystszej próby złoto. Od Emmy Stone nie można oderwać wzroku, taki daje popis swojego talentu. Bellą Baxter chce się być, gdy ze szczerą radością, czystą ciekawością i ogromnym apetytem odkrywa świat, jak sama mówi: I am finding being alive fascinating. Przewspaniała i moja ulubiona część filmu to ta w Lizbonie, gdy Bella samotnie przechadza się po uliczkach miasta. Bellę chce się przytulić, gdy świat pokazuje jej swoje okrutne oblicze. Chce się ją ostrzec, by ochronić ją przed tymi, którzy chcą ją wykorzystać tylko po to, by zaraz stwierdzić, że to nie jest bezbronne dziewczę, puch marny, ślicznotka do zamknięcia w złotej klatce. To kobieta dokonująca samodzielnych wyborów, a do tego kompletnie niemająca złudzeń.

Genialny w swojej roli Duncana Wedderburn jest Mark Ruffalo, który niczym przebiegły drapieżnik uwodzi Bellę, by dodać ją do swego portfolio zdobytych kobiet. Jego postać rewelacyjnie ukazuje, co się dzieje, gdy role się zamieniają. Szybko okazuje się, że pod maską pewnego siebie lowelasa, kryje się zapłakany, tupiący nogą chłopiec, który gdy nie dostaje tego, czego chce, dosłownie traci zmysły. Wedderburn nie cierpi jednak z samego faktu odrzucenia. Cierpi on, ponieważ w pewnym momencie, dziewczę, nad którym miał mieć pełną władzę i widzieć w jej oczach jedynie uwielbienie swojej osoby, zaczyna czytać książki (!), wypowiadać się w coraz dojrzalszy sposób i jak sam Duncan stwierdza, nie jest już taka, jak była. To jest w ogóle fantastyczny temat, który poruszył Lanthimos, jak niezwykle atrakcyjna jest dla mężczyzn fizycznie dojrzała kobieta z niedojrzałym umysłem dziecka. Jak dużym i właściwie, dlaczego, zagrożeniem dla męskiego ego bywa pewna siebie i swoich potrzeb kobieta?

Szalony odkrywca Bóg (Willem Defoe) stwarza swoje dzieło życia, Bellę. Czy myśli o konsekwencjach? Czy rozumie czym jest i z czym wiąże się powoływanie na świat nowej istoty? Być może tak, a mimo to decyduje się na eksperyment, który przecież może się nie udać. Dokładnie tak, jak eksperymentował na nim jego ojciec, o czym opowiada, a nam przechodzą ciarki wywołane poziomem okrucieństwa tych historii. Sam niechętnie wypuszcza Bellę spod swych skrzydeł i gdyby nie jej słowa if you do not, Bella shall turn rotten in hate, z pewnością by tego nie zrobił. Zresztą, kolejna próba eksperymentu nie spełniła oczekiwań Boga i jego asystenta, więc odmawia się jej aż tyle uwagi, zainteresowania i… uczucia. Poznając męskie postaci w filmie i to, jakim dyskomfortem jest dla nich kobieta, która chciałaby żyć po swojemu, jasnym staje się, że tytułowe Biedne Istoty, to wcale nie kurczakoświnie, wyniki eksperymentów Boga.

Niewykluczone, że gdybym to ja miała decydować o rozkładzie akcentów w Poor Things, to film nie miałby tylu scen łóżkowych i bardziej chciałabym skupić się na filozofowaniu, Bogu, dylematach dotyczących tego, kto i w jaki sposób może z tworzeniem życia eksperymentować. Zresztą, kiedy po seansie znajomy zapytał mnie, czy podobał mi się film, to pierwszą moją odpowiedzią było „zaskakująco dużo seksu”. Lanthimos podczas jednego z wywiadów, powiedział, że dziwi go to, że seks wciąż jest dla ludzi tematem tabu. Nigdy nie sądziłam, że dla mnie również trochę takim tematem się okaże. Dniami przeglądałam Internet i czytałam komentarze, opinie, interpretacje, a nocami myślałam o Belli Baxter, a właściwie zastanawiałam się, co mam myśleć o Belli Baxter? O jej zachowaniu i wyborach? To tak można, jak ona? Jak tylko zgadzałam się z jakimś krytykującym postępowanie głównej bohaterki komentarzem, wyświetlał mi się w głowie wielki czerwony napis a może jednak jesteś prawakiem? Totalnie ten film sprawił, że nie wiedziałam już, co myślę, a najgorsze, że czułam, że powinnam coś myśleć, choć stwierdzenie, że coś się powinno, najczęściej wywołuje u mnie buntowniczy odruch. I nagle pewnej nocy spłynęło na mnie olśnienie, eureka kochani, jakoś kliknęło we mnie, że ja absolutnie nie muszę, ani tak naprawdę nie mogę nikogo oceniać i mieć zdania, o tym, co kto coś sobie robi. Pomyślałam również, że dałam się tym filmem zrobić panu Lanthimosowi, jak dziecko. Jak dziecko w ciele dorosłej kobiety.


Odpowiedź

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Create a website or blog at WordPress.com